Opowiem Wam coś w tajemnicy…

Czarna Lemoniada

     Pewnie większość z Was zna potężną moc napoju, który rozsławił pewną galijską osadę. Ciekawe czy słyszeliście historię innego napoju, który w tym samym czasie powstał kilkaset tysięcy kilometrów od znanej Wam wioski Galów?

     Osada o której mowa mieściła się w cudownym miejscu, tuż u podnóża majestatycznie wznoszących się Himalajów. Właściwie, na pierwszy rzut oka miejsce to wyglądało dosyć pospolicie, a mieszkańcy prowadzili z pozoru proste życie. Skrywało ono jednak ogromną tajemnicę, strzeżoną od wieków.

     Mieszkańcy Blackady, bo taką nazwę nosiła wioska, o której jest ta opowieść, byli niesamowicie spokojni i pełni energii. 90-latkowie, pełni werwy, ciągle uczestniczyli w plemiennych wyprawach, a ich dojrzałe kobiety budziły zazdrość wśród kobiet z ościennych osad. Mimo iż przeżyły już sporo wiosen, ciągle wyglądały młodo, ich umysł był nieskazitelny, a werwa i chęci do życia ogromne.

     Mieszkańcy Blackady byli jedynymi, którzy potrafili przejść łańcuchy górskie Himalajów. Dzięki temu, że mogli tak daleko podróżować, uczyli się od innych i bardzo szybko się rozwijali. Zawsze byli uśmiechnięci, ich umysły były niesamowicie jasne, nie cierpieli na problemy jelitowe.

     Pewna tajemnica ich niesamowitej kondycji nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie jeden ciekawski podróżnik z Ameryki, który przypłynął w te odległe rejony na statku znanego odkrywcy. John, bo takie było jego imię, uciekając przed jednym z tubylczych plemion, trafił, ranny, bardzo zestresowany i zmęczony pod wrota osady. Uśmiechnięci i wypełnieni szczęściem mieszkańcy Blackady nie mogli pozostawić go na pastwę losu. Otworzyli przed nim swe wrota i przyjęli pod swoje skrzydła.

     Na korzyść Johna były jego niesamowity urok i piękna uroda, które nie zostały niezauważone przez córkę wodza Blakady. Młoda i piękna Arana, niesiona na skrzydłach miłości, uprosiła swego ojca o podjęcie kroków ratowania bardzo chorego przybysza. Okazało się bowiem, iż John uciekł z niewoli groźnego plemienia, z którego wioski udało mu się uciec. Wcześniej jednak, został napojony trunkiem, który działał silnie toksycznie na jego  ciało i sprawia, że John czuł się coraz słabiej, tracił całą energię życiową.

     Jak to bywa w relacjach córka – ojciec, gdzie trudno o odmowę, wódz sięgnął więc po najbardziej strzeżoną tajemnicę osady. W pięknym, kryształowym naczyniu przyniósł John’emu czarny napój.

     Umierający odkrywca na widok czarnego napoju wzdrygnął się i odmówił jego przyjęcia. Na szczęście Arkana wyjaśniła młodzieńcowi, że kolor napoju tak ma właśnie działać w razie potencjalnych niepożądanych gości w osadzie. Poprosiła o zaufanie, a że miłość rządzi się swoimi prawami, John zaryzykował. W ciągu kilku dni John stanął na nogi i nabrał sił witalnych jakich nigdy dotąd nie czuł. A jego wygląd jeszcze bardziej nabrał blasku. W zamian za pomoc musiał jednak złożyć obietnicę, że nigdy nikomu nie zdradzi w jaki sposób wrócił do zdrowia, tym samym pozostawiając tajemnicę samopoczucia, długowieczności i wyglądu mieszkańcom Blakaday w ukryciu.

     Kilka wiosen później do bram osady przybywają kolejni Amerykanie, a wraz z nimi  wiadomość o chorobie matki John’a. Łamiąc wszelkie obietnice, John wykrada beczkę czarnego, magicznego napoju i wysyła wraz z listem i instrukcją na statek. Jego matka zdrowieje, a tajemnica wymyka się poza granice Blackady.

     Powiedzieć Wam coś jeszcze w tajemnicy?

     Matka John’a pomogła wielu Amerykanom czarnym napojem, którego nazwała Black Lemonade na cześć wioski z której przyszło jej wybawienie.

     Jednak sekrety i tajemnice mają to do siebie, że wbrew wszystkiemu bardzo szybko się roznoszą…

     Black Lemonade przyszła na ląd Europy.

     Tylko proszę zostawcie to dla siebie…

     Nie mówcie nikomu…

Przewiń do góry